Z Iwoną koresponduje i znam się już jakiś czas. Mam nadzieję, że nasze spotkanie prędzej czy później dojdzie do skutku. Tym czasem od Iwony otrzymałyśmy przesyłkę.
Iwona przysłała nam przydasie scrapkowe (widoczne na zdjęciu) i książeczki dla dziewczynek. Młodsza córka jak tylko znalazła w książeczce ryby zaczęła je całować. Dziękuję Iwonie za pamięć i za wszystkie podarki. Na pewno umilą nam czas.
W piątek i weekend mogłam wyjść na "swobodne zakupy". Moje łupy to papierowe kwiatki "giganty" oraz stojaczek z kurą. Domek na zdjęciu kupiłam w internecie.
Aż nadszedł dzień chwały. Prosto z Włoch wróciła małżonek z darami dla całej rodzinki. Jego włoskie zakupy były imponujące - nawet nie wiedziałam, że walizka może tyle pomieścić. Z Bari przyleciały do nas Canelli (ciasteczka) z trzema rożnymi nadzieniami.
Nie mogło też zabraknąć serów - mozarelli i delfinka z caciocavallo. Za 1,8 kg specjałów zapłacił tylko 13,29 Euro i to za świeże produkty.
Specjalnie dla Was odnalazłam zdjęcie sprzed 6-ciu laty kiedy to pierwszy raz odwiedziliśmy we Włoszech region Apulię. Z stamtąd przywieźliśmy oczywiście mozarellę oraz ser caciocavallo.
Wówczas zakupiliśmy ptaszka i małą owieczkę.
Caciocavallo wisiał kilka dni w kuchni pod oknem.
Niestety nie uwieczniliśmy jeszcze jednego specjału z mozarelli (niedoczekał bo szybko go zjedliśmy). Był to ser rozwałkowany jak placek (naleśnik). W jego wnętrzu znajdowała się szynka parmeńska oraz sałata rucola. Całość była zrolowana jak rolada. Można było kroić małe roladki i się zajadać oraz place lizać.
Właśnie znalazłam coś podobnego w internecie.
Z ogródka znajomego przyleciała opuncja (mąż poprosił o kilka a znajomy Włoch przyniósł pół wiaderka - oczywiście nie możliwe było wszystko do wzięcia). Owoce kaktusa jedliśmy już wcześniej i miały miąższ koloru pomarańczowego. Te poniższe zaskoczyły nas kolorem i smakiem - były bardzo soczyste.
Kolejne przysmaki to mój ulubiony likier z karczochów - Cynar (właśnie piję sobie drineczka i pisze do was ten post cyrar+cola+sok z cytrynki = mniam, mniam, mniam - jeżeli ktoś lubi gorzkawy smak). Ciasteczka prosto z ciastkarni pieczone były tego samego ranka.
Dostałam również nową patelnię i dziewczynki oczywiście dostały super prezenty od Tatusia.
A wczoraj poszłam na zakupy do Lidla i jestem posiadaczką gilotyny-trymera (2w1).
Już wypróbowałam ją i jestem jak na razie zadowolona - okaże się faktycznie w takcie częstszego używania czy warto było.
Gilotyna waży 1,37 kg więc wagowo jest ok. Z jednej strony jest gilotyna z wysuwaną rączką a po odwróceniu całego "ustrojstwa" znajduje się trymer. Z każdej strony są dobrze widoczne linijki oraz kątomierz.
Dołączona jest instrukcja obsługi i tu uwaga bo bym rozwaliła urządzenie. Jeżeli chcecie ciąć trymerem i przekręcić gałkę z ostrzami należy nacisnąć czarny przycisk z góry (ponad pokrętłem). W instrukcji napisali niejasno, że należy "wyciągnąć blokadę głowicy tnącej do góry".
Trochę liczyłam na to, że z wyprawy mój mąż przywiezie mi naparstki ale niestety nie tym razem (nawet już oglądał ale jak stwierdził moje są ładniejsze niż to co widział). Ale jeszcze kto wie możne coś w październiku nowego wpadnie - będzie w kolejnej podróży to dyspozycje zakupowe dostanie ;)
Tak się zastanawiam, jak duża musi być waliza męża, żeby przewieźć tyle pyszności!Paczuszkę dostałas ekstra , a z zakupów najbardziej spodobał mi się stojaczek!
OdpowiedzUsuńNo proszę ile wspaniałości....sama nie wiem ,co z tego wszystkiego najfajniejsze:)
OdpowiedzUsuńUściski:0
K.
Dziękuje za odwiedziny ;o) Ależ Ci zazdroszczę tych Włoch, a te sery są bajeczne ;o)
OdpowiedzUsuńohh jakie smakolyki:)
OdpowiedzUsuńAleż pysznie na twoim blogu i jakże romantycznie. Mąz wraca do domu z pieknymi podarunkami. Mój wraca w piatek, no ciekawe co jego walizka skrywa i czy wogóle jest już spakowana?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Gratuluję tylu prezentów .Same wspaniałości :)
OdpowiedzUsuńNa widok serów pociekła mi ślinka :P
Pozdrawiam